Wolność w kulturze dezorientacji

Wolność w kulturze dezorientacji

„A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie” (J 12,35)

„Czasy, w jakich żyjemy i związane z nimi wyzwania to okres zagubienia. Tylu ludzi sprawia wrażenie, że są zdezorientowani, niepewni, pozbawieni nadziei, stan ducha wielu chrześcijan jest podobny”[1].

 

Ocena współczesnej kultury często wiąże się z podkreślaniem, że – z jednej strony – podważa ona sens tradycyjnych wartości i uniemożliwia rozwój duchowy, z drugiej zaś nie jest zdolna do wykreowania wartości pozytywnych, gloryfikując przypadkowość i samowolę. „W istocie sporo wskazuje na to - pisał przed laty José Ortega y Gasset - że Europejczyk zwija namioty na nowożytnej ziemi, gdzie przed trzema wiekami stanął obozem, i wkracza w czas nowego wyjścia ku innemu historycznemu środowisku, ku innemu sposobowi istnienia”[2]. Ten nowy „czas wyjścia” łączy się z dezorientacją i wymaga poszukiwań dobrej drogi i wyznaczenia na nowo kierunku swego istnienia. Z tym jednak człowiek kultury współczesnej ma największe kłopoty. W przeszłości dobra orientacja określała nasze istnienie i wskazywała możliwości wyboru i działań. Wiedzieliśmy kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, jakie mamy powinności i obowiązki wobec siebie, innych, przyrody, Ojczyzny, Boga. Wszystko to pozwalało na wybór właściwej orientacji dla swego życia i istnienia. Dzisiaj jest inaczej. Wydaje się, że znaleźliśmy się w błędnym kole: oczekujemy (jak to było w przeszłości) jasnych kierunków orientacji i konkretnych odpowiedzi na pytania co czynić?, co wybrać?, czym się kierować?, jednak dotychczasowe wzorce wydają się być obce, dalekie i nieaktualne. I oto musimy się na nowo zorientować w naszym istnieniu, odkryć kierunek naszej drogi, lecz (inaczej niż w przeszłości) jesteśmy w tym pozostawieni sami sobie. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby stwierdzić, że modele klasyczne straciły na aktualności i wiarygodności. Dotychczasowe dziedzictwo intelektualne, dziedzictwo pewności, które określały nasze orientacje w istnieniu,  przestały być ukierunkowujące, przestały być źródłem orientacji. I wydaje się też, że ani pewność, ani niewinność, ani bezpieczeństwo nie mogą już być naszym udziałem w taki sposób, jak było to dawniej udziałem świadomości ludzkiej. Jednocześnie jednak nie straciliśmy poczucia zła ani w sobie, ani w świecie. Odwrotnie, nigdy chyba jego mroczna wszechobecność nie była bardziej wyczuwalna i bardziej metafizyczna. Nasze poczucie odpowiedzialności za dobro w świecie, w którym żyjemy, jest bardzo silne i właśnie ono prowadzi do częstych depresji z bezradności.

 

Współczesna dezorientacja

Sytuacja kryzysu w sposób nieuchronny łączy się właśnie z utratą orientacji. Można powiedzieć, że doświadczamy kryzysu dlatego, że straciliśmy orientację, i jeśli mamy rozpocząć nowy „czas wyjścia”, to bez dobrego nakreślenia kierunku, takie działanie może być nawet niebezpieczne. Dotychczasowy zamknięty system norm i wartości niekiedy był przyczyną kulturowych tragedii. Dla wielu odbierał on wolność i czynił z nas byt zewnątrzsterowny, zamykając często w nietolerancji, fanatyzmie i dogmatyzmie. Dzisiaj bunt przeciwko tym postawom zostaje zaangażowany w poszukiwanie nowych kierunków orientacji. Jednak tego niebezpieczeństwa dezorientacji nie umniejsza ucieczka kultury od nietolerancji, fanatyzmu, dogmatyzmu. Taka ucieczka („orientacja w kryzysie”) ma bowiem u swych podstaw utratę wartości i prawdy, i pewną formę zobojętnienia na poszukiwania. Paradoksalnie możemy powiedzieć, iż kulturą tolerancji, wolności może być też taka, która jest kulturą budowaną na metafizycznej nicości i dezorientacji. Nie może być przecież mowy o nietolerancji, jeśli samemu utraciło się wartości, nie może być mowy o fanatyzmie, jeśli w życiu nie kieruje się żadnymi ideami, nie może być mowy o zniewoleniu, jeśli jest już „wszystko jedno”. Wydaje się tu, iż zwaśniony świat potrzebuje nicości i zagubienia, jako ratunku przed nietolerancją, fanatyzmem, dogmatyzmem. Jest to jednak myślenie błędne. Osobliwa jest bowiem w takiej postawie walka ze złem zagubienia przez zatracenie prawdy, wartości, siebie samego. Jak jednak uniknąć tej błędnej drogi utraty wartości? Czym była dotychczasowa konieczność orientacji w istnieniu i życiu, którą często oskarża się o fanatyzm, dogmatyzm, nietolerancję?

 

Zorientować się w istnieniu

Procesy, które umożliwiają człowiekowi orientację w otaczającej nas rzeczywistości, są od dawna przedmiotem badań psychologii, socjologii i filozofii. Zwierzęta i ludzie muszą się orientować w otoczeniu, gdyż w nim żyją, działają i realizują własne potrzeby. Lecz przede wszystkim stale zmieniają środowiska swojego życia. Każda zmiana wymaga nowego ukierunkowania i konieczności rozeznania się w zmieniających się warunkach zewnętrznych. Wszystko po to, aby móc przetrwać i podjąć właściwe działania. „We wszystkim, co się czyni, myśli i mówi, w życiu codziennym, jak też w nauce i filozofii – stwierdza W. Stegmaier - człowiek musi się orientować, nawet wtedy, gdy taką orientację przejmuje od kogoś innego”[3]. Dla aktywności orientacyjnej ludzi nie wystarczy jednak poznanie otoczenia, aby móc przewidzieć przyszłe jego stany i podjąć skuteczne działania, lecz trzeba jeszcze zdobyć usytuowanie swego miejsca w całym istnieniu. Można powiedzieć, że orientacja w otoczeniu musi być uzupełniona orientacją w istnieniu. Otoczenie człowieka nie sprowadza się bowiem tylko do środowiska jego życia, lecz świat „otacza” nas znacznie szerzej. Otacza on człowieka w trzech wymiarach: jest to środowisko jego życia, jego świat kultury oraz otacza go w trzecim wymiarze, jakim jest to, co niepojęte. Nasze życie konstytuowane jest przez te trzy nieodłączne od siebie wymiary. Kiedy odkrywamy siebie jako istoty żyjące, czynimy to nie tylko wśród rzeczy, lecz również wśród ludzi i wśród Tajemnicy. I żaden z tych wymiarów nie może być pominięty w poszukiwaniu orientacji. Dwa pierwsze wymagają poszukiwań w odniesieniu do tego, co jest doświadczane zmysłowo i rozumowo. Trzeci wymiar wyraża istnienie w kategoriach tego, co jest tajemnicze i niepojęte. Jest to orientacja wobec tego, co przekracza człowieka i wykracza poza niego, i w czym człowiek odkrywa jakiś dodatkowy sens, którego nie może odnaleźć ani w świecie empirycznym, ani też w świecie kultury. W tych dwu pierwszych wymiarach człowiek może i powinien konstytuować sam siebie jako byt twórczy, działający, aktywny. W tym trzecim zaś ujawnia się zupełnie inna opcja orientacji: człowiek zdobywa tu orientację jako byt słuchający, przyjmujący i naśladujący.

 

Rezygnacja z siebie i postawienie tylko na siebie

Człowiek, który buduje swój byt w oparciu tylko o to, co inni uważają za słuszne, nigdy nie znajdzie dobrej orientacji w istnieniu i nigdy też nie będzie szczęśliwy. Lecz nie będzie również szczęśliwy ten, kto poszukuje orientacji swego istnienia ze względu tylko na swoją wolę i swe „chcenia”. Nadmierne czy wręcz zabobonne przyjmowanie tego, co nakazują rodzice, nauczyciele, kapłani, naukowcy, politycy, dziennikarze może prowadzić do uzależnienia się od widzimisię innych ludzi. Takie oddanie kontroli nad swoim życiem komuś innemu jest szczególnie denerwujące dla młodzieży. I oni bardziej niż inni dostrzegają te niebezpieczeństwa. Chociaż jest też wielu ludzi, którzy zamiast być osobami samodzielnymi, woli przerzucić odpowiedzialność za swoje życie na rodziców, polityków, nauczycieli czy nawet Boga. To wydaje się o wiele łatwiejsze niż przyznanie się do tego, iż samemu odpowiada się za swój los i powinno się szukać kierunków orientacji dla swego istnienia. Dlatego nie trzeba podkreślać, że w tak zakreślonej alternatywie przekonująca i „ludzka” wydawała się droga wolności i twórczości. Już zaproponowane przez Kanta rozważania na temat orientacji wydawały się stanowić przestrogę przed tym, aby jej posiadanie (w życiu, kulturze i istnieniu) nie było tożsame z odebraniem człowiekowi wolności i odpowiedzialności. Filozofia często też wskazywała, że orientacja i jej poszukiwanie nie może być połączona z kradzieżą ludzkiej wolności, odpowiedzialności i twórczości. Lecz podkreślała to również teologia, umacniając często w tym, że również Bóg pragnie wolnego człowieka. Oczywiście nie oznaczało to, że nie pojawiły się koszty takich poszukiwań. Wymóg wewnątrzsterowności, czyli wolności w wyborze swej orientacji w istnieniu, wzmacniał wiarę człowieka w samego siebie, ale często też usuwał trzeci wymiar naszego istnienia, który w sposób naturalny buduje „otoczenie” człowieka, i który nie może pojawić się inaczej, jak tylko w kontekście słuchania, naśladowania i „pójścia za kimś”. Jest to wymiar Tajemnicy, tego, co niepojęte. Wymóg takiej wewnątrzsterowności przynosił bowiem razem z tym antropologię, w której uznawało się, że człowiek jest (i ma być) tylko twórczym i działającym, ale nie jest (i nie może być) również tym, który „przyjmuje”, „słucha”, i „naśladuje”, i do którego coś/ktoś przychodzi „z zewnątrz” i staje się wzorem. Więcej nawet, stopień umniejszenia tego wszystkiego, co jest tajemnicze i niepojęte, co przekracza człowieka i wykracza poza niego, wzrastał razem ze stopniem wewnątrzsterowności człowieka. Czyli im więcej w wyznaczaniu kierunków orientacji było decyzji i samowoli człowieka, im bardziej wyznaczanie takiego kierunku zależało od woli i kaprysu jednostki, tym bardziej też umykał przed człowiekiem wymiar tajemnicy i tego, co niepojęte, a on sam stawał się tylko bytem myślącym i działającym, a nie przyjmującym i obdarowanym. Nie ma już w nim woli i pragnienia, aby – jak mówił E. Lévinas – chcieć „zapłonąć od innego ognia”[4]. Lecz jest tylko płomień własnego wnętrza.

 

Zagubieni w świecie

Nie trzeba dodawać, że ta nowa sytuacja samowolnego wyznaczania kierunków orientacji w istnieniu, wprowadzała wiele niepokojów do naszego życia. To, co dotychczas było uznawane za uniwersalne, traciło taki charakter i stawało się partykularne, w którym w sposób oczywisty ma się na względzie już tylko korzyść swoją, swego środowiska lub – w najlepsze – swojego otoczenia. Na miejsce Prawdy i Dobra stawia się coś, co może być prawdziwe i dobre w zależności od tego, komu/czemu służy. Zmieniają się jednocześnie kierunki poszukiwań orientacji. Kiedy bowiem przestaje się głosić uniwersalizm prawd i ważności, czyli to, że „Bóg jest prawdą i że prawda jest boska” (Nietzsche), i przestaje się tam szukać kierunków orientacji, wówczas w sposób nieunikniony musi się głosić inny uniwersalizm, czyli przekonanie, że „nic nie jest pewne”, nie ma żadnych kierunków i wszystko zależy od kaprysu jednostki i jej arbitralnej decyzji. Można powiedzieć, że jeśli traci się to, „co zobowiązuje”, „co jest powinnością” i „czego powinniśmy nasłuchiwać”, to w rezultacie otrzymuje się uniwersalność braku zobowiązań i braku powinności: uniwersalizm orientacji zostaje zastąpiony uniwersalizmem dezorientacji. Uniwersalna nieważność staje się obszarem ludzkich upodobań i podmiotowego uznania, w zależności od tego, czemu się ulega i czemu się służy: świat ulega rozsypce i odwróceniu. ”Sformułowania ‘świat w rozsypce’ albo ‘świat na opak’ – pisze E. Lévinas – zdążyły się już co prawda zbanalizować, niemniej jednak wyrażają autentyczne odczucia. Rozziew między tym, co się dzieje, a racjonalnym porządkiem, wzajemna nieprzejrzystość nieprzeniknionych jak materia umysłów, wielość logicznych systemów, nawzajem do siebie absurdalnych, niemożność zespolenia ‘ja’ i ‘ty’, a w konsekwencji niedostosowanie rozumu do tego, co powinno być jego podstawową funkcją – takie myśli nasuwają się w obliczu zmierzchu świata, budząc prastarą obsesję jego końca”[5]. Jednak nawet wtedy, gdy kierunki orientacji zostały zagubione i gdy wzrasta dezorientacja, nie oznacza to, że zmniejsza się potrzeba sensu i potrzeba orientacji. Odwrotnie, w sposób naturalny taka potrzeba rośnie. Można powiedzieć, że roszczenia wobec orientacji rosną proporcjonalnie do dezorientacji. Mnogość dopuszczalnych opcji i tymczasowość kierunków dezorientuje i więzi w teraźniejszości.

 

Wszystko na niby

Tymczasowość i dowolność kierunków orientacji współczesnego człowieka stwarza nowe stanowisko metafizyczne, w którym wszystko jest już tylko „na niby”. Jednocześnie uznanie jego samostwórczych możliwości i wewnątrzsterowności oznaczało, że stanął on samotny wobec istnienia. Musiał nie tylko odrzucić jakąkolwiek próbę zewnętrznej pomocy w poszukiwaniu orientacji, ale również podjąć aktywność negowania, przekształcając siebie z tego, który nasłuchuje, przyjmuje, otrzymuje i naśladuje, w kogoś, kto „mówi nie”. Człowiek stał się zbuntowany wobec wszystkiego, co z zewnątrz określa świat jego wyborów i kierunków życia, a wolność przemieniła się w samowolę. Konsekwencje metafizyczne tej postawy o wiele przekraczały jednak utratę orientacji swego istnienia. Po pierwsze, zrodziły ono złudzenie możliwości totalnego wyzwolenia człowieka w nieokreślonej przyszłości od wszelkiego nacisku: od wszelkiej tradycji, autorytetów, idei, zniewalających religii, represyjnego prawa itp. Wszystko to (i wiele więcej) należało bowiem usunąć, jako przeszkody na drodze ku wewnątrzsterowności i wyzwoleniu samostwórczych mocy. Po drugie, konsekwencje metafizyczne takiej postawy dotyczyły również teraźniejszości. Konstytucja samego człowieka jako „mówiącego nie” w sposób nieuchronny prowadzi do tego, że wszelkie odkryte przez niego kierunki orientacji w istnieniu, muszą zostać również (kiedyś) ogarnięte przez owo „nie”. To znaczy, że nawet wtedy, gdy człowiek wskaże sam sobie jakieś kierunki zorientowania się, i uzna je za wiążące dla niego, to i one muszą być również zniesione mocą tego „nie”, gdyż i one – wcześniej czy później – rozpoznane zostaną jako zagrożenie. Słowem: jeśli te kierunki ustanowione zostały mocą arbitralnej decyzji, to jeszcze szybciej niż ustanowione, mocą tej samej decyzji muszą zostać usunięte. W związku z tym można powiedzieć, że stan dezorientacji i wiara w to, że sam człowiek jest wszechmocnym prawodawcą sensu, oznacza wiarę w to, że nie ma jakichkolwiek (żadnych) racji, aby to czynić. Wszystko bowiem wcześniej czy później zostanie ogarnięte ludzkim „nie”.

 

Wolność i orientacja

Oczywiście wolność od przymusu zewnętrznego jest konieczna do poszukiwania i odnalezienia orientacji swego istnienia. Szukając jej człowiek powinien być wolny i doświadczać wolności. To znaczy, może i powinien on swój obraz świata tworzyć, sprawdzać, poprawiać, poszerzać i modyfikować w całkowitej wolności. Taka orientacja nie może bowiem być narzucana ani przez siłę fizyczną, ani przez presję społeczną, ani też przez jakiś inny przymus. Jednak obok tego wymiaru wolności, który można wiązać z brakiem przymusu, jest jeszcze jeden  jej wymiar, który nie ma nic wspólnego z przymusem, nakazem, zakazem. W tym wymiarze problematyka ludzkiej wolności przekracza wybór człowieka i uwolnienie od przymusu, lecz dotyczy naszej godności. Jesteśmy wolni nie dlatego, że nie ma przymusu i nikt nam niczego nie nakazuje (zabrania), lecz dlatego, że jesteśmy ludźmi. Można powiedzieć, że taka wolność jest sposobem istnienia człowieka, sposobem jego bycia. Świadomość tej wolności przejawia się nie jako pozbawienie przymusu, lecz jako zdolność wyboru dobra. Łatwo dostrzec, że zmienia się w tym wymiarze jej związek z poszukiwaniem orientacji istnienia człowieka. Nie chodzi teraz o uwolnienie od przymusu i samowolę wyboru, lecz zrozumienie, że tu sama wolność jest ukierunkowaniem, sama wolność jest orientacją. Z jej uświadomienia sobie wynika już pewien kierunek orientacji. Jest to ukierunkowanie w stronę wartości. Czyli ten, kto naprawdę wsłuchuje się w swoją wolność, która istotowo określa człowieka, nie musi już szukać orientacji swojego istnienia. Już ją odnalazł. Jest nią kierowanie się w swych dążeniach i pragnieniach ku wartościom. Jednocześnie taka nasza wolność staje zawsze przed czymś, co nabiera cech konieczności, to znaczy, że w tym wszystkim nie chodzi wcale o to, aby działać tylko pod wpływem własnych pragnień, lecz ukierunkować siebie i swoje życie w stronę wartości.

Biorąc pod uwagę te dwa wymiary wolności dostrzec można, że współczesne dążenia do przywrócenia orientacji wydają się tkwić w jakimś absolutnym zapomnieniu wymiaru metafizycznego. Jednak pominięcie wolności ukierunkowującej na wartości i gloryfikacja jej tylko jako możliwości wyboru, dotyczą nie tylko konkretnego człowieka, lecz wielu obszarów naszego życia. W sferze poznania nie wiemy już co określa ważność prawdy, w świecie etyki wymyka się nam dobro, sztuka zaś już dawno nie rozumie kanonów piękna, oddając się komercji. W ten sposób świat ważności przestał już być „głosem bytu” i stał się głosem samego człowieka i jego kultury. A skoro tak, to coraz częściej zaczęły pojawiać się koncepcje, że cały ten świat organizujący nasze doświad­czenie jest właściwie tylko fikcją i może być odrzucony, jako nie tylko już do niczego niepotrzebny, ale wręcz jako fał­szujący naszą obecność w świecie. Owszem, świat ten nie­kiedy bywa użyteczny, ale to sam człowiek powinien decy­dować o stopniu tej użyteczności. Najskrajniej konsekwencje odrzucenia świata do naśladowania przedstawił F. Nietzsche: „Nie masz ani ducha, ani rozumu, ani myślenia, ani świadomości, ani duszy, ani woli, ani prawdy: wszystko to fikcje do niczego nieprzydatne[6]”.

 

Wychowanie do wolności: samowola i rozum

Powtórzyć trzeba, że poszukiwań orientacji przez współczesnego człowieka nie można oddzielać od wolności. Dlatego wychowanie do wolności jest pierwszą zasadą tych poszukiwania. Chodzi jednak o to, aby człowiek uświadomił sobie dwa jej wymiary: metafizyczny, związany z samym byciem człowieka i wolicjonalny, związany z wolą i możliwością wyboru. Poszukiwanie orientacji własnego istnienia nie może negować któregoś z tych wymiarów, ani też pozostawać z nimi w sprzeczności. Jeśli bowiem z metafizycznego wymiaru wolności wynika konieczność skierowania człowieka do wartości, to nie może takiego kierunku wyznaczać samowola, czyli kierowanie się własnym widzimisię. Jeśli wreszcie z metafizycznego wymiaru wolności wynika konieczność samodoskonalenia i odkrywania wartości, to takim kierunkiem nie mogą być te wybory i działania, w których człowiek upada i umniejsza swe istnienie. Wszystko to jest łatwe do zrozumienia, gdyż nie każdy wybór czyni nas lepszymi, chociaż każdy jest wyrazem wolności.

Konieczne jest również podkreślenie, że takie wychowanie do wolności powinno przypadać nie na młodzieńczy okres „buntu i oporu”, gdy umacnia się Ja w swych dążeniach, lecz znacznie wcześniej, gdy człowiek jeszcze nie utożsamił samowoli z wolnością. Ta ostatnia bowiem nie jest spełnianiem zachcianek, lecz realizowaniem wyborów ku wartościom, dążeniem do prawdy i dobra. W tym okresie rozwoju człowiek również łatwiej zrozumie, że wszystkie wybory późniejsze, są jakimiś konsekwencjami wolnych wyborów wcześniejszych i w jakiś sposób je ograniczają. Z pozoru może to wydać się ograniczeniem wolności, lecz w istocie tak właśnie przedstawia się odpowiedzialność, gdy za wolność wcześniejszych wyborów ponosi się odpowiedzialność, przyjmując ich rezultaty i dostosowując do nich swoją aktywność. Relacje te, między wolnością a odpowiedzialnością, łatwiej zrozumieć (łatwiej do niej wychować), jeśli stanie się to na etapie dzieciństwa. Wtedy najłatwiej też uczyć ograniczania samowoli przez odpowiedzialność.

Wszystko to oznacza, że orientacja naszego życia nie będzie tym lepsza i mocniejsza, im pole naszych wyborów będzie większe, szersze, bogatsze. Ale będzie ona taka, im rozumniejsze będą zasady funkcjonowania w nim i im mocniejsze będą wartości. I tu ujawnia się drugie zadanie dla tych, którzy poszukują orientacji i kierunku własnego życia i istnienia. Należy w sposób szczególny troszczyć się nie o to, aby większe było pole wyborów, czyli to, między czym a czym może się wybierać, lecz o to, aby w tym polu było dużo wartości. Jeśli ich nie ma, lub jest bardzo mało, to kierunki życia wcześniej czy później okażą się przypadkowe, a nawet byle jakie. Oczywiście jest wiele ograniczeń takiego pola, które są niezależne od nas. Jednak większość zależy od nas i naszych działań. Zawęża pole takiego wyboru niewiedza, uleganie manipulacjom i własnemu egoizmowi. Jednak większa część wiedzy ludzkiej nie tylko poszerza nasze pole wyborów, lecz również wskazuje, że sama wolność jest zadaniem do realizacji, a nie samowolą wyboru.

 

Prof. dr hab. Marek Szulakiewicz

Uniwersytet Mikołaja Kopernika

 

[1] Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Ecclesia in Europa, nr 7, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/adhortacje/europa_28062003.html, [dostęp 5. 10. 2023].

[2] J. Ortega y Gasset, Wokół Galileusza, tłum. E. Burska, Warszawa 1993, s. 8.

[3] W. Stegmaier, Philosophie der Orientierung, Berlin 2008, s. XVI.

[4] E. Lévinas, Ślad innego, tłum. B. Baran, w: Filozofia dialogu, red. B. Baran, Kraków 1991, s. 223.

[5] E. Lévinas, Istniejący i istnienie, tłum. J. Margański, Kraków 2006, s. 25.

[6] F. Nietzsche, Wola mocy. Próba przemiany wszystkich wartości, tłum. S. Frycz, K. Drzewiecki, Warszawa 1911, s. 302.

 


Materiał stanowi uzupełnienie projektu: Laboratorium Wolności Religijnej. Zrealizowano we własnym zakresie.

Data: 17 października 2023
Sfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości, którego dysponentem jest Minister Sprawiedliwości
www.funduszsprawiedliwosci.gov.pl
Fundacja Pro Futuro Theologiae
ul. Gagarina 37/8, 87-100 Toruń
Zapisz się do newslettera
Uniwersytet Mikołaja Kopernika
Fundacja Pro Futuro Theologiae
ul. Gagarina 37/8, 87-100 Toruń
Zapisz się do newslettera
Skip to content