Jean-Jacques Rousseau odróżniał wolę kolektywną od woli powszechnej. Wola kolektywna to właściwe dopasowanie poszczególnych woli, które dopasowują się albo łączą ze sobą dla swoich korzyści. Wola powszechna natomiast koncentruje się wokół dobra ogółu. Lekceważenie woli powszechnej i zabieganie wyłącznie o korzyści dla woli kolektywnej Zachód może drogo okupić poprzez dezintegrację społeczeństwa, która objawiać się będzie w coraz większych i ostrzejszych konfliktach oraz w polaryzacji. Rousseau uważał religie za politycznie ekskluzywistyczne i nietolerancyjne ze względu na ekskluzywizm teologiczny, błędnie zakładając, że implikuje odrzucenie politycznego pluralizmu. Dlatego też był on przeciwny prawdziwej religii i chciał ustanowić unię z religią obywatelską, która jednak okazała się iluzją. Słynny poprzednik Bidena, George Washington, całkowicie zdawał sobie sprawę z politycznego znaczenia religii; uważał, że bez religii i moralności, jako dwóch filarów politycznego dobrobytu, nie pomoże żaden patriotyzm. Religie są żywotne tylko wtedy, gdy są wolne, dążenie więc do wolności religijnej jest również działaniem na rzecz politycznego sukcesu społeczeństwa. Rosnąca polaryzacja społeczeństw zachodnich, problemy środowiskowe, konsumpcjonizm i wiele innych również pokazują, że Zachód potrzebuje alternatywy dla swojej obecnej postawy. Znany niemiecki socjolog Hartmut Rosa mówi o postawie rezonansowej jako o alternatywie. Religie w zasadzie należą do postaw rezonansowych i dlatego Rosa uważa, że w obecnej sytuacji należy powrócić również właśnie do nich.
Społeczeństwo i państwo potrzebują wspólnej wyobraźni i głębokiej tożsamości na tyle wystarczającej, aby móc istnieć i nie pozwolić na podziały powodowane przez odmienności. W przeszłości zapewniały to religie, ta opcja jednak nie jest już dłużej dostępna. Dlatego też współczesne społeczeństwa o heterogenicznych wartościach walczą o osiągnięcie owej jedności poprzez próbę wypracowania konsensusu interesów, jednak na tym polu nie widać najlepszych rezultatów. Najbardziej znamiennym przykładem są Stany Zjednoczone, w których rozłam społeczny jest prawdziwym problemem. Ogromną polaryzację i podziały zaobserwować można również w Europie, zwłaszcza Środkowo-Wschodniej. Zapewne niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak podzielone i spolaryzowane jest społeczeństwo w małej Słowenii, z której ja sam pochodzę. Jednak silne napięcia widać i w innych, większych krajach europejskich takich, jak Węgry czy Polska. Podziały stały się bardzo widoczne w kontekście pandemii COVID-19, podczas której kościoły i organizacje religijne w Europie w większości udowodniły swoją odpowiedzialność. Przykładowo, Kościół katolicki w Słowenii dobrowolnie ograniczył własną wolność religijną.
Oprócz braku wspólnej płaszczyzny, jaką dawało chrześcijaństwo i zsekularyzowane wersje jego odłamów, istnieją dodatkowe czynniki powodujące podział. Warto tu wspomnieć o współczesnych forach społecznościowych. Jest na nich wielu podżegaczy, którzy celowo tworzą rozłam w społeczeństwie za pomocą swoich (fałszywych) kont. Takie podżeganie stron przeciwnych jest integralną częścią współczesnej zimnej wojny. Donald Trump doszedł do władzy dzięki Internetowi, a z drugiej strony to Internet powrócił do niego jak bumerang i znacząco przyczynił się do przegranej oraz do problemów, z jakimi były prezydent się borykał. Nowy prezydent Joe Biden doskonale zdaje sobie sprawę z problemu podziału i ze znaczenia, jakie ma zjednoczenie, pytanie jednak brzmi, czy zna on sposoby, by to osiągnąć, a jeśli zna, czy chce i czy „może” wprowadzić je w życie. Rola religii w tym aspekcie jest nieoceniona.
Chrześcijanie i wyznawcy innych religii z całego świata zawsze byli świadomi, jaką wagę ma przeciwdziałanie tarciom społecznym. Jest to jedna z funkcji, jakie pełni zasada szacunku dla każdej władzy świeckiej. Prawdą jest, że religie potrafią dokonywać najgłębszych podziałów, ale mogą też one w najgłębszy sposób łączyć. Dlatego właśnie religie mają fundamentalne znaczenie dla pokoju i współistnienia. Jak pisał teolog Hans Küng, nie ma pokoju między narodami bez pokoju między religiami. Jednak (aktywni) chrześcijanie we współczesnym świecie znajdują się pod ogromną presją. Mam na myśli nie tylko prześladowania chrześcijan w niedemokratycznych krajach na całym świecie, ale także chrystofobię i codzienne łamanie wolności religijnej w zachodnich systemach demokratycznych, ciągłe ataki, naciski, groźby i wykluczenia, z jakimi się spotykają chrześcijanie. Wystarczy przywołać niektóre z najnowszych na ten moment przykładów: naciski Brukseli na polski Trybunał Konstytucyjny, oskarżenia, że działał on pod naciskiem rządu przy podejmowaniu decyzji o ustawie zakazującej aborcji z powodów „eugenicznych”; sprawa Dimitrijevicia z Serbii; kwestia ustawy dotyczącej terapii reparatywnej w australijskim stanie Wiktoria; prześladowania i szykany wymierzone w wywodzącego się z partii o charakterze chrześcijańsko-demokratycznym ministra słoweńskiego rządu, Ciglera Kralja, ze względu na to, że chrześcijańska organizacja pozarządowa otrzymała fundusze państwowe, co dla obecnej słoweńskiej opozycji jest nie do przyjęcia itd. Z pomocą wszelkich prawnych i demokratycznych środków należy stanowczo sprzeciwiać się takim metodom i decyzjom. Pochodzenie ich jest różne i różnie można je też interpretować. Z pewnością jednym z ich źródeł jest pogląd, że droga do wolnego społeczeństwa prowadzi ze społecznego wykluczenia wszystkich tych, którzy wierzą w Boga i działają z pobudek religijnych. Ale chociaż religia musi opierać się na osobistych przekonaniach, nie jest ona sprawą prywatną. Dlatego też chrześcijanie muszą domagać się prawa do istnienia w przestrzeni publicznej.
Mój wniosek jest następujący: z jednej strony religie muszą same zadbać o swoje istnienie i żywotność. Mogą to osiągnąć tylko wtedy, gdy nie zgodzą się na sprowadzenie do prywatności i do sfery nieokreślonej „duchowości”, a także wtedy, gdy wierzący aktywnie działają w kwestiach etycznych, społecznych i politycznych. Próby tworzenia gett i naruszania wolności powinny być w zdecydowany sposób zwalczane za pomocą wszelkich środków prawnych i demokratycznych. Z drugiej strony, zarówno wierzący, jak i instytucje religijne powinni robić wszystko, co w ich mocy, aby przyczynić się do przezwyciężenia podziałów w społeczeństwach europejskich i zachodnich. Nie mogą oni w żaden sposób przyczyniać się do pogorszenia sytuacji; wręcz przeciwnie, muszą starać się ją załagodzić. Ich wolność musi być odpowiedzialna. Muszą oni też dbać o siłę zachodniego społeczeństwa i cywilizacji. Największym wrogiem tej siły są podziały i dezintegracja. Liberalna demokracja szanuje różnorodność, ostatecznie jednak opiera się na pewnym wspólnym mianowniku obywateli. Spory są oznaką żywotności, tylko zmarli się nie spierają, ale nie znaczy to, że każdy spór oznacza żywotność. Istnieją pewne oznaki i czynniki rozkładu. Niedemokratycznym wrogom zachodniej demokracji na niczym więcej nie zależy niż na rozłamie w zachodnich społeczeństwach. Nowoczesna technologia daje im niespotykane dotąd możliwości promowania tego. Jeśli niedemokratyczni agenci zwyciężą, nie będzie ani wolności religijnej, ani ochrony i szacunku wobec nienarodzonych istot ludzkich zarówno na Zachodzie, jak i na całym świecie. My, chrześcijanie, musimy osiągnąć nasze cele w odniesieniu do hierarchii dóbr i dając własną czystość i przejrzystość za przykład w sposób konsekwentny i konkretny, a nie tylko za pomocą wielkich słów, niekonsekwencji i hipokryzji, nie mówiąc już o instrumentalizowaniu naszych wartości. Z historii Trumpa możemy się wiele nauczyć. Zdecydowanie potrzebujemy obu tych rzeczy: z jednej strony ochrony nienarodzonych, z drugiej zaś powrotu do porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatu oraz godnej opieki zdrowotnej dla wszystkich. Wymaga tego nie tylko zasada poszanowania praw człowieka, ale także nasza religia.
prof. Bojan Žalec
Uniwersytet w Lublanie
Zapraszamy do komentowanie tego wpisu na naszym profilu na Facebooku: