Obecny czas, w którym już po części oswoiliśmy się z nową rzeczywistością świata ogarniętego pandemią, ale wciąż konfrontujemy się z niewidzialnym przeciwnikiem w postaci patogenu SARS-CoV-2, to szczególny moment refleksji nad kwestią racjonalnego i adekwatnego ograniczania określonych sfer ludzkiej działalności. Izolacja społeczna oraz redukcja mobilności ściśle powiązane ze wskaźnikami zachorowalności na COVID-19, jakie odnotowywane są w poszczególnych państwach, spowodowały, że skala i rodzaj restrykcji wprowadzanych dla różnych branż w zależności od podejmowanej w nich aktywności ludzkiej budzą wiele kontrowersji. Zagubieni w kakofonii nakazów, zakazów oraz obostrzeń wprowadzanych, zmienianych i znoszonych przez władze państwowe zaczynamy traktować je jako nieadekwatne i niesprawiedliwe utrudnienia w naszym dotychczasowym stylu życia (zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej).
W ostatnim czasie szczególny wydźwięk ma dyskusja dotycząca dostępu do dóbr kultury i rozrywki. Bardzo wyraźnie podkreśla się w niej, że skoro kościoły i domy modlitwy pozostają otwarte i dozwolone jest w nich sprawowanie czynności kultu religijnego (w rygorze sanitarnym oraz z określonym proporcjonalnie do powierzchni kościoła limitem uczestników), to również kina i teatry powinny funkcjonować na tych samych zasadach. W zasadzie na pierwszy rzut oka miejsca te mają ze sobą wiele wspólnego: wyraźnie wyodrębniona w kościele przestrzeń dla celebransa to nic innego jak scena w teatrze, z kolei miejsca siedzące w obu przypadkach służą przecież widowni. Należy zatem zapytać - czy można ograniczyć obywatelom dostęp do rozrywki, a w tym samym czasie pozwolić im na korzystanie z wolności kultu religijnego?
Próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, należy przede wszystkim mieć na uwadze, że wolność religijna nie jest prawem nieograniczonym i zawieszonym w próżni, a więc niezależnym od innych praw. Konstrukcja wolności religijnej w prawie międzynarodowym, a podobnie też w prawach krajowych, zakłada trzy zasadnicze elementy. Są to: wolność myśli, wolność sumienia oraz wolność wyznania. O ile wolność myśli i sumienia nie jest uzależniona od społecznego kontaktu z pozostałymi wiernymi, o tyle już wolność wyznania, która zgodnie z art. 9 ust. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka obejmuje „wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie” swoich przekonań, może pod pewnym warunkami doznawać pewnych ograniczeń. Z całkiem sporym ich zakresem mieliśmy do czynienia podczas wiosennego okresu zamrożenia życia gospodarczego i społecznego. Co więcej, najostrzejsza faza reglamentacji wolności religijnej przypadła właśnie na czas, w którym trzy główne religie monoteistyczne świata obchodziły swoje największe święta, tj. żydowskie Święto Paschy, chrześcijańską Wielkanoc oraz islamski Ramadan. Mając jednak na uwadze cel, któremu przyświecały podjęte ograniczenia, a jest nim wciąż ochrona zdrowia i życia całej populacji, nie możemy absolutnie twierdzić, że środki te były wobec wiernych formą ich dyskryminacji czy prześladowań.
Ważne jest jednak utrzymanie należytej równowagi między ochroną zdrowia publicznego a zapewnieniem swobody wyznawania wiary. Z tego też względu zastosowane restrykcje muszą być adekwatne, racjonalne i proporcjonalne do celu, któremu służą, oraz do prawa, które ograniczają. Wolność kultu nie jest zaś prawem, które w hierarchii praw i wolności jednostki można by zrównać z wolnością korzystania z dóbr kultury. Choć oba te prawa są prawami konstytucyjnymi, to ich podział na poszczególne generacje dokonany w prawie międzynarodowym jasno wskazuje, że wolność myśli, sumienia i wyznania mieści się w katalogu praw I generacji, a więc fundamentalnych, niezbywalnych i zasadniczo niederogowalnych. Z kolei prawa kulturalne, wśród nich prawo uczestniczenia w życiu kulturalnym, są wpisane obok praw ekonomicznych i socjalnych do praw II generacji. Wyraźna hierarchizacja pokazuje zatem, że państwa zobowiązane są bezwarunkowo przestrzegać praw I generacji, a korzystanie z praw II generacji zapewniać w miarę możliwości. Z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia obecnie. Mamy świadomość, że w dobie nowoczesnych technologii i upowszechniania kultury w internecie możemy odbyć wirtualną wizytę w galerii sztuki, kupić bilet na film w serwisie VoD, zobaczyć relację na żywo z inscenizacji teatralnej, a także wysłuchać transmisji koncertu z filharmonii. Być może walory akustyczne i estetyczne ulegną pewnemu pogorszeniu z uwagi na okoliczności towarzyszące tego typu wydarzeniom, jednak nie przekreśla to możliwości partycypowania w życiu kulturalnym.
Inaczej wygląda natomiast kwestia możliwości uczestniczenia w życiu religijnym danej wspólnoty wyznaniowej, którego nie da się zdigitalizować w identyczny sposób jak dóbr kulturalnych, zwłaszcza w odniesieniu do religii chrześcijańskiej. Zawieszenie publicznego sprawowania kultu religijnego wprowadzone w wielu krajach podczas wiosennej fali epidemii i obecnie częściowo powtórzone w wybranych krajach Europy (jak np. we Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii i Irlandii) spowodowało, że prawie każda wspólnota wyznaniowa wypracowała własne formy komunikacji z wiernymi, wykorzystując dostępne narzędzia technologiczne. Kreatywność osób posługujących we wspólnotach w wielu przypadkach była godna podziwu. Wirtualne praktyki religijne nie zastępują jednak relacji wspólnotowej, gdyż nastawione są na indywidualne przeżywanie religii, co w dalszej perspektywie niweczy istotę kościoła jako miejsca zgromadzenia ludu. Ta zastępcza forma nie może stać się nową normą, gdyż kościoły i wspólnoty wyznaniowe mają prawo organizować swoje życie religijne na własnych zasadach, co wynika z przyznanej im autonomii instytucjonalnej. Nie można zatem w obawie przed epidemią traktować świątyń i domów modlitwy jako nieistotnych miejsc spotkań i domagać się ich zamykania na równi z kinami, muzeami czy salami koncertowymi.
dr Weronika Kudła
Uniwersytet Jagielloński w Krakowie
Zapraszamy do komentowania tego wpisu na naszym profilu na Facebooku: