Literatura bywała orężem wielu słusznych spraw. Za pióra chwytali poeci i pisarze, aby przekonywać czytelników do nieupadania na duchu w słusznej walce o wolność, prawdę i godność wszystkich ludzi. Bywały też krytyczne głosy wobec zastanego porządku, podważające dotychczasowe paradygmaty, a czyniono to poprzez powieści, poezję czy szeroko rozumianą literaturę. Nie brakowało w tym powieści, które polemizowały z pewnymi prawdami głoszonymi przez religie dominujące w danych kulturach, w kontekście europejskim dotyczyło to głównie chrześcijaństwa, ale i islamu. Nie była to jednak krytyka wprost religii jako takiej, jej społecznej obecności – wszak nawet oświecenie, znane z krytyki religii, nie podważało jej istnienia, widząc jej dobroczynne skutki dla ludzkości.
Współcześnie można jednak zauważyć pewien trend, w którym literatura staje się bronią w ideologicznej walce, gdyż jej celem nie jest prawda w życiu społecznym, ale dokonanie siłowej zmiany mentalności, przeobrażenia kultury czy relacji społecznych. W tym celu epatuje negatywnymi skojarzeniami względem ludzi religijnych, skupiając się na tworzeniu asocjacji. Nie są one prostym odniesieniem do przysłowia, że „cnota krytyki się nie boi”, gdyż staje się elementem hybrydowego starcia ukierunkowanego na systematyczne usuwanie i marginalizowanie treści religijnych przez zarzucanie tymi skojarzeniami obszaru kulturowego. Zauważmy, że przez tego rodzaju mechanizmy, obecność sztuki sakralnej wydaje się być coraz mniej dopuszczana do przestrzeni publicznej, choć do nie dawna to ona była źródłem inspiracji i największe osiągnięcia muzyczne, rzeźbiarskie, malarskie, architektoniczne to przecież nawiązanie do religii. W centrach i ośrodkach kultury przyjmuje się sekularystyczny paradygmat, że jeśli sztuka religijna to jedynie bluźniercza, podważająca sens dogmatów, ośmieszająca wyznawców jako niekonsekwentnych w swoim postępowaniu.
Z tej perspektywy warto zwrócić uwagę na powieść angielskiego pisarza Juliana Barnesa Elisabeth Finch, która w formie literatury beletrystycznej czy historycznej opisuje postać rzymskiego cesarza Juliana zwanego Apostatą (331-363), któremu nie udało się przywrócić pogańskiej kultury po decyzjach Konstantyna Wielkiego. Ale nie chodzi tu o historyczne dywagacje: propozycja autora to krok dalej, to próba wyobrażenia sobie świata, w których wygrał, a nie przegrał Julian Apostata[1]. Opis „korzyści” jakie cywilizacja rzekomo miałaby zyskać jest rozczarowujący, podobnie jak to w jak upraszczający i redukcyjny sposób opisuje się chrześcijaństwo, sprowadzając wyznawców Chrystusa – wszystkich epok – do żądnych władzy i panowania, fanatyków gotowych ponosić śmierć za swego Mistrza, histerycznych i mało wykształconych obywateli. Podobną próbę podjęto kilka lat temu – z wyraźnym, antychrześcijańskim ostrzem – w filmie Agora, w której przedstawiono losy Hypatii, filozofki starożytnej z Aleksandrii i przypisując chrześcijanom spalenie biblioteki w tym mieście, a przez to rzekomo barbarzyńskie podejście do kultury. Echa tego filmu pokazały, że był to obraz jednoznacznie karykaturalny w stosunku do realiów tamtego czasu, piętnujący chrześcijan jako zabobonnych, podczas gdy jak wiadomo to kultury starożytne, zwłaszcza pogańskie, zdecydowanie w tym przodowały[2].
Poza tym, że jest to obraz fałszywy, zwraca uwagę jak bardzo w kwestii podważania obecności społecznej religii wykorzystuje się cancel culture, w tym przypadku dwa z jej mechanizmów.
Z jednej strony to specyficzne eksperymenty myślowe, zachęcające do wyobrażenia sobie świata bez osób religijnych, w tym przypadku wierzących, podobnie jak to wyśpiewywał John Lenon w Imagine. Nie są to niewinne procedury poznawcze, nastawione na lepsze odkrycie rzeczywistości, ale stosowanie wyobraźni w celu wykluczania i marginalizowania. Wybranie sobie osób religijnych na cel tej cancel imagination, a nie innych grup etnicznych czy religijnych, które gdyby znalazły się w takiej powieści jako wykluczone zostałby podniesiony larum, świadczy nie tylko o uprzedzeniach w stosunku do religii, ale o pierwszym etapie dłuższego procesu, w którym przyzwyczajanie się do świata bez symboli religijnych, w deptaniu wolności religijnej obywateli, jest czymś na porządku dziennym.
Już Christopher Dawson wyczuwając dekadencje Zachodu zwracał uwagę, ze religie są duszą kultury i że jeśli kultura straci duszę, czeka ją głęboka dekompozycja. Niemniej, paradoks polega na tym, że nawet eksperymenty prowadzone w tej złej wierze , uważnemu czytelnikowi otwierają oczy na wartość i niezwykle pozytywny dorobek religii w historii cywilizacji, że osiągnięcia kultury, w tym szacunku dla każdego człowieka, bez względu na jego wyznanie, płeć, pochodzenie, są czymś wyrastającym z chrześcijańskiego dziedzictwa. Cieszenie się owocami, gdy odcina się korzenie – jest czymś zadziwiającym. Wraca też tutaj owa zachęta Zbigniewa Herberta, aby uczynić wyobraźnie nie narzędziem wykluczania, ale miłosierdzia (Pan Cogito i wyobraźnia).
Drugie z narzędzi to tzw. spirala milczenia – proces, w którym większość milczy wobec tych, którzy w otwarty sposób, będąc mniejszością, wyrażają swoje opinie, ponieważ uważają, że te poglądy zostaną z biegiem czasu zaakceptowane przez wszystkich. Tym samym stwarza się wrażenie, że mniejszość jest silniejsza niż jest w rzeczywistości, aż stanie się dominującą[3]. Małe zmiany poparcia wobec małych grup, jak się zauważa, powodują zmiany w opinii publicznej na zupełnie innym, wyższym poziomie. Wpisuje się to w zjawisko chęci bycia po stronie zwycięzcy - ci, którzy widzą, że tracą teren stają się milczący: dlatego „spirala” pobudza ludzi do wyrażania opinii, które wydają się być silniejsze, a druga strona traci wigor i ostatecznie zmienia swoją opinię. Widać jednocześnie inny proces zanikającej argumentacji u grupy mającej większościowe poglądy. Wykluczanie dokonuje się nie tyle za pomocą batalii na argumenty, ale sztucznym podkreślaniem roli mniejszości.
Dla wolności wyznania i religii wielkim wyzwaniem pozostaje kultura wykluczania. Warto pamiętać, że stosowane przez nią mechanizmy działają w sposób dyskretny, inicjując procesy, które często dopiero na ostatnim etapie ujawniają swoje konsekwencje, wśród nich ograniczenie swobody wyznawania wiary, obecności symboli religijnych czy prawa do wychowywania dzieci w zgodzie z własnymi przekonaniami. Oznacza to mniej wolności dla wszystkich, bo przecież jak często w tym blogu się podkreśla, wolność religijna dotyczy wszystkich, nie tylko osób zadeklarowanych jako religijne, ale także poszukujących sensu i uznających się za niewierzące. Współczesne ideologie zdają się prowadzić do zmiany tego paradygmatu wolności, który opiera się na godności każdego człowieka.
Dr Agnieszka Brzezińska
[1] https://www.newstatesman.com/culture/books/2022/04/julian-barness-baffling-new-novel-attempts-to-imagine-a-world-without-christianity [dostęp 12.08.2022]
[2] https://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=9295 [12.08.2022]
[3] Proces ten opisała przed laty E. Noelle-Neumann w The Spiral of Silence. Public Opinion – Our Social Skin, University of Chicago Press, Chicago 1984.