W polskiej przestrzeni publicznej trwa dyskusja nad nowym, na razie nieobowiązkowym przedmiotem „Edukacja zdrowotna”. Jego twórcy zapowiadają, że ma on wprowadzać do edukacji szkolnej „zmianę antropologiczną”. Polega ona m.in. na odejściu od perspektywy znanej z dotychczasowego przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie”.
Koncepcja programu zakłada bowiem, że ma on mieć charakter holistyczny, czyli integrować aspekty fizyczne, psychiczne, emocjonalne i duchowe rozwoju dziecka. W programie na próżno jednak szukać odwołań do sfery duchowej uwzględniającej światopogląd religijny. W ten sposób przedmiot ten pomija całkowicie tożsamość religijną ucznia, która przecież ma znaczący wpływ na sferę psychiczną i emocjonalną dziecka.
Co istotne, w programie nauczania edukacji zdrowotnej dla szkoły podstawowej ani razu nie zostało użyte słowo “religia”, nawet w kontekście wolności religijnej, co jasno pokazuje, że nie ma w nim miejsca na omówienie różnic w podejściu do wielu spraw dotyczących zdrowia wynikających między innymi z wyznawanego światopoglądu religijnego dziecka i rodziców. Z kolei w programie nauczania przeznaczonym dla szkół ponadpodstawowych odniesienia do kwestii religijnych znajdują się jedynie w kontekście dyskryminacji oraz, uwaga, zdrowia seksualnego, zwłaszcza poronienia i aborcji. W tym przypadku chodzi jednak o zwrócenie uwagi na ich “etyczne uwarunkowania”, czyli stanowiska różnych nurtów filozoficznych, religijnych i światopoglądów.
W nowym ujęciu praktycznie nie pojawia się już pojęcie małżeństwa, a relacje małżeńskie zrównuje się z innymi formami więzi – koleżeńskimi, przyjacielskimi czy partnerskimi – sugerując, że nie ma między nimi różnicy. Relacje dzielone są jedynie na „formalne” i „nieformalne”. Dotyczy to także rozumienia człowieka, jego płciowości oraz form jej ekspresji.
Kryteria etyczne proponowane w ramach „Edukacji zdrowotnej” nie odwołują się do tradycji etycznych czy religijnych, lecz do liberalnej zasady dobrowolności w określaniu norm moralnych. Zdaniem wielu komentatorów stanowi to agresywną formę indoktrynacji młodych ludzi – prowadzoną pod pozorem zajęć o zdrowiu i seksualności, a w oderwaniu od przekonań rodziców. Tymczasem w polskim systemie edukacji szkoła ma wspierać rodziców w procesie wychowania, a nie ich zastępować1.
Szczególnej uwagi wymaga jednak sposób, w jaki zwolennicy wprowadzenia tego przedmiotu odnoszą się do religii jako motywacji rodziców masowo wypisujących dzieci z zajęć. Zamiast podejmować merytoryczną dyskusję z argumentami – np. Episkopatu Polski – dotyczącymi kwestii antropologicznych i etycznych, religia przedstawiana jest jako przeszkoda w trosce o zdrowie, właściwe odżywianie czy wiedzę o seksualności. Kościół katolicki oskarża się o złe intencje i brak woli walki z patologiami, co ma usprawiedliwiać marginalizowanie religii w przestrzeni publicznej. Tego typu celowa polaryzacja buduje narrację, jakoby religia była wyborem nieracjonalnym i ideologicznym, podczas gdy to właśnie „Edukacja zdrowotna” – wprost według jej autorów – ma być nowymi ramami antropologicznymi.
Ministerstwo Edukacji nie odpowiedziało na list Konferencji Episkopatu Polski, w którym przedstawiono argumenty wskazujące na budzący sprzeciw sposób wprowadzania przedmiotu, jego treści oraz pominięcie głosu Kościołów i skrócone konsultacje społeczne2. Krytyce poddaje się już sam fakt, że biskupi zabierają głos w tej sprawie, traktując to jako niewłaściwą ingerencję polityczną – czemu często towarzyszą obraźliwe określenia pod adresem duchownych („panowie biskupi”).
W publicznych wypowiedziach minister edukacji religia określana jest mianem „przesądu” i „zabobonu” 3. Rodzi to pytania o świadomość osób odpowiedzialnych za resort w zakresie wolności religijnej. Niezależnie od samej agresywnej polityki narzucania nowych wizji antropologicznych, łączonej z ograniczaniem lekcji religii w polskich szkołach, warto przyjrzeć się jednak lansowanej w ten sposób wizji wolności religijnej. Według niej motywacja religijna nie ma prawa być publicznie wyrażana, jest ośmieszana, a uwzględnianie wymiaru religijnego w procesie kształcenia i budowaniu tożsamości dziecka zostaje zepchnięte na margines, pomimo prawnych zapisów zawartych w Konstytucji RP gwarantujących właśnie takie wychowanie i aksjologię (art. 53).
Dyskusja wokół nowego przedmiotu staje się więc kolejnym przykładem osłabiania troski o wolność religijną w Polsce – o szacunek dla wyznawanych poglądów oraz o prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Zamiast szacunku i dialogu ministerstwo reaguje na decyzje rodziców atakiem, ośmieszaniem ich poglądów i sugerowaniem, że szkodzą dzieciom.
Tymczasem wolność religijna, powiązana ściśle z wolnością sumienia, należy do podstawowych praw człowieka i stanowi fundament demokracji oraz innych wolności. Pokazał to niedawno (zresztą po raz kolejny) Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydając 27 czerwca br. wyrok w sprawie Mahmoud v. Taylor4 dotyczący włączenia do programu nauczania języka angielskiego książek uwzględniających wątki związane ze społecznością LGBTQ w szkołach podstawowych hrabstwa Montgomery w stanie Maryland, aby uczynić edukację bardziej inkluzywną. Tzw. „Storybooks” przedstawiały postacie i tematy dotyczące orientacji seksualnej oraz tożsamości płciowej. Skarżący rodzice domagali się możliwości wyłączenia swoich dzieci z udziału w tym programie, powołując się na ich wolność religijną oraz prawa rodzicielskie. Rodzice nie kwestionowali włączenia książek do programu nauczania, chcieli jedynie zachować kontrolę nad tym, w jaki sposób i kiedy ich dzieci będą zapoznawane z treściami, które – ich zdaniem – pozostają w sprzeczności z religijnym obowiązkiem wychowania dzieci w duchu ich wiary w kwestiach płci, małżeństwa i seksualności. Sąd Najwyższy, który przyjął sprawę do rozpoznania większością głosów 6-3 orzekł, że rodzice mają konstytucyjne prawo do wyłączenia dzieci z programu nauczania sprzecznego z ich przekonaniami religijnymi. Rozpatrując sprawę Sąd zastosował zasadę, którą wypracował w 1972 r. w wyroku Wisconsin v. Yoder5. Zgodnie z nią polityki państwowe naruszają prawo rodziców do swobodnego wykonywania religii, jeśli „w istotny sposób ingerują w religijny rozwój” dzieci, umieszczając je w środowiskach „wrogich” wobec ich przekonań religijnych i wywierających „presję, by się podporządkować” odmiennym poglądom. W wyroku podkreślono, że edukacja publiczna jest dobrem publicznym, które nie może być uzależnione od zrzeczenia się praw do wolności religijnej. Czy polskie Ministerstwo Edukacji Narodowej jest tak oślepione podejmowaniem prób ideologicznej uniformizacji uczniów, że jest gotowe ograniczać fundamentalne prawa rodziców? Praktyka orzecznicza sądów amerykańskich konsekwentnie pokazuje, że prawo do wolności religijnej uczniów i rodziców należy chronić i uwzględniać w procesie edukacji – a nie ośmieszać czy spychać na margines. Historia wielokrotnie pokazywała, że utrata wolności zaczyna się od utraty wolności religijnej. Warto o tym pamiętać.
Zespół Laboratorium Wolności Religijnej
2 https://www.wprost.pl/edukacja/12019789/episkopat-przeciwko-edukacji-zdrowotnej-barbara-nowacka-odpowiada-polskim-biskupom.html
3 https://opoka.org.pl/News/Polska/2024/edukacja-w-wydaniu-nowackiej-religia-nie-rodzina-nie-lewacka
4 Mahmoud v. Taylor, 606 U. S. ____ (2025), https://www.supremecourt.gov/opinions/24pdf/24-297_4f14.pdf
5 Wisconsin v. Yoder, 406 U.S. 205 (1972), https://supreme.justia.com/cases/federal/us/406/205/.