Arystoteles trafnie zauważył, że należy zadowolić się taką ścisłością i jasnością przedmiotu, na który ów przedmiot pozwala. Łatwiej więc o precyzję w geodezji niż w filozofii. Łatwiej o dokładność w projektach inżynierów, niż psychologów. Łatwiej uczyć matematyki niż etyki. Prościej wyjaśnić chemię niż religię.
Można sprawdzić eksperymentalnie różne twierdzenia fizyki czy chemii, można dokładnie zmierzyć odległość z Ziemi do Księżyca. Niemożliwe będzie jednak zmierzenie i przetestowanie ludzkich uczuć. Nie sposób także dowieść tego, że Pan Jezus chodził po wodzie. Metody eksperymentalne jednoznacznie wykazują, że jest to niemożliwe, no chyba że woda zamarznie. Nawet ludzie prości i nieuczeni całkiem rozsądnie pukają się w czoło: przecież nie o to chodzi. Skoro tak, to może nie ma sensu oceniać wartości naszego poznania miarą naukowej dokładności. Ani tym bardziej uznawać za ważniejsze i doskonalsze to, co dokładniej daje się ustalić.
Już w starożytności ludzie patrzyli na świat w bardziej hierarchiczny sposób. Jest w tym coś rozsądnego. Istnieją byty doskonalsze od nas. I tutaj potrzebna jest cnota religijności, polegająca na oddaniu należnej czci temu, co od nas doskonalsze. Poniżej tego świata jest nasze miejsce. Poniżej nas jest to, co materialne i zewnętrzne.
Człowiek to wielka tajemnica. Możemy poznać samych siebie do pewnego stopnia, ale zawsze będzie to wiedza niepełna i niedoskonała. Z pewnością jednak lepsze jest poznanie choćby częściowe swojego wewnętrznego świata, niż choćby kompletna wiedza o świecie zewnętrznym. Tutaj sytuuje się miejsce dla wiedzy i nauki. Jej przedmiotem jest to, co wyraża się na zewnątrz, co można zmierzyć, sprawdzić, policzyć, poddać naukowej metodologii.
Natomiast sam człowiek, jego życie i wnętrze należą do innej dziedziny wiedzy. Nie jest ona tak ścisła, ale jest o wiele bardziej dla nas istotna. O ile nauka zajmuje się tym, co zewnętrzne, o tyle mądrość i miłość dotyczą wnętrza. A nasze wnętrze jest bardziej złożone, subtelne, zróżnicowane. Każdy człowiek jest trochę inny. Nie ma prostego wzoru na uczucia. Nie istnieje jeden model idealnego człowieka oraz doskonałego powołania. Równocześnie tak bardzo jesteśmy do siebie podobni: potrzebujemy miłości, nadziei, sensu, akceptacji, podziwu. Mało sensowne będzie oczekiwanie tutaj ścisłości na miarę fizyki czy chemii.
Sami dla siebie jesteśmy tajemnicą. Jak wiele dzieje się w naszym życiu każdego dnia: tyle myśli, zamiarów, poruszeń. Tyle aspiracji i marzeń, tyle spotkań i słów. Tyle pracy, tyle wzruszeń, tyle cierpień. Nasze zegarki liczą nasze kroki, nie sposób jednak zmierzyć tego, co dzieje się w sercu. Sztuczna inteligencja i kierowane nią roboty mogą nas zastąpić w wielu sprawach. Nigdy jednak nie zastąpią człowieka w przyjaźni czy w miłości. Nigdy nie będą cierpieć z ich powodu. Nie będą ani szczęśliwe, ani nie będą przeżywać depresji. Nie będą mieć także rozterek i wątpliwości moralnych czy duchowych.
Właśnie dlatego warto dbać o to, aby nauka pozostała tam, gdzie ma być. Aby nie stawiała siebie w miejscu filozofii czy religii. Gdy specjaliści wąskich naukowych dziedzin próbują zaprojektować nowy i piękniejszy świat, bardziej naukowy, lepiej zorganizowany, bardziej tolerancyjny i wyzwolony z moralności, to wówczas nauka staje się jednocześnie etyką i religią. Nieszczęście gotowe.
Warto zachować zdrowe proporcje. Przy wszystkich wewnętrznych napięciach to właśnie religia, etyka oraz wymiar sprawiedliwości mają już swoją tradycję i doświadczenie pracy nad dobrem i złem w człowieku. Niekiedy księża, moralne autorytety czy prawnicy i sędziowie upadają. Jaki stąd wniosek? Wielu ludzi wyciąga taki, że należy wymienić wiarę, moralność na coś innego, bardziej naukowego, bardziej świeckiego i neutralnego, że takie ma być państwo i prawo. A może inaczej? Może nie jest to problem tych instytucji, co raczej samego człowieka? Może on sam jest trudnym orzechem do zgryzienia?
Jeśli religia i moralność z trudem dają sobie z nim radę, co będzie, gdy zastąpimy je tanią filozofią powszechnej dojrzałości i tolerancji? Czy naukowe wynalazki i lepsze procedury wystarczą? Śmiem wątpić. Okrucieństwa obecnego czasu wojny są ważnym przypomnieniem: człowiek nosi w sobie także coś strasznego. Poza szlachetnością wyłażą z niego także najgorsze instynkty.
Być może nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo religia, kultura i prawo chronią nas przed tym właśnie wewnętrznym zagrożeniem. Przed zranionym krzywdą sercem, przed zafiksowanym na czymś umyśle, choćby i naukowym. Wielkie rewolucje w drodze do raju na ziemi przyniosły gilotynę i gułagi, a tego szczęścia jak nie było, tak i dalej nie widać. Nadczłowiek zbudował obozy koncentracyjne, które były bardzo starannie zorganizowane i zarządzane.
To właśnie wiara, paradoksalnie, chroni nasz rozum przed irracjonalnością wobec tego, co od nas doskonalsze. Chroni przed różnymi bożkami, choćby ulepionymi z samej nauki. Porzućmy wiarę, a wróci przesąd i magia. Odrzućmy moralność, a nowym dogmatem stanie się prawo silniejszego. Nie należy lekceważyć pychy i chciwości, które moralność katolicka zdiagnozowała jako najbardziej groźnego wroga, który czai się wewnątrz nas. Pełen nauki i metodycznych procedur człowiek nowej generacji, pozbawiony wiary i sumienia, może sam paść ofiarą własnej krótkowzroczności. Sam może się zredukować do roli trybika wielkiej maszyny technologicznego postępu i gospodarczego wzrostu.
Potrzebujemy mocnego i adekwatnego lekarstwa także na złą wolę i niedojrzałość. Nauka i polityczna poprawność kompromitują się w walce ze złem szybciej, niż coraz częściej pogardzana i często pośpiesznie porzucana religia i moralność. Idea powszechnej tolerancji i obietnica dobrobytu nie przekonuje mafiosów. Wobec nienawiści nie wystarczy zaproszenie do równości, wolności i braterstwa. Wobec chciwości i chamstwa nie działają formy łagodnej perswazji, ani nawet łzy poszkodowanych. Problem jest głębszy.
A nawet w przypadku człowieka, który już zrozumiał swój błąd, jak Raskolnikow ze Zbrodni i kary, nie wystarczy choćby najlepszy na świecie farmaceuta. Na ten ból potrzebne jest lekarstwo ekspiacji i miłosierdzia, nie zaś ucieczka od odpowiedzialności.
Potrzebujemy dojrzałych ludzi, aby młodzi ludzie mogli odnaleźć coś więcej w życiu niż przyjemne doznania i pieniądze. Nie załatamy nauką dziur duszy czy serca. Trzeba dobrze rozróżniać, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Czasem bowiem trzeba porozmawiać z przyjacielem, czasem iść do lekarza, czasem do innego specjalisty. A czasem do spowiedzi. Każda dziedzina ma swoje właściwe miejsce w naszym życiu i właściwe sobie metody. Trzeba i Boga się bać, i drugiego człowieka szanować, i samą naukę. Dobrze jest, aby każda z tych dziedzin miała swoje własne miejsce. Tak w życiu osobistym, jak społecznym.
dr Michał Mrozek OP