W przestrzeni medialnej słychać nieraz głosy, że prawo do manifestowania przekonań religijnych, praktykowania własnej religii, to forma swoistego «przywileju» ze strony państwa, nie zaś uznanie przez nie za coś wrodzonego i wypływającego z godności ludzkiej. Jest to zatem próba odwrócenia dotychczas obowiązujących uzasadnień, które od chwili sformułowania praw człowieka wyprowadzały je nie z decyzji rządzących, którzy łaskawie udzielali bądź nie prerogatyw, ale z natury tego kim jest człowiek.
Podtrzymywanie narracji o rzekomym przywileju polegającym na swobodnym wyznawaniu wiary to w gruncie rzeczy przejaw myślenia o państwie jako jedynym źródle uprawnień dla obywateli, dominującym we wszystkich obszarach życia i podporządkowującym je sobie. Nic dziwnego, że to właśnie systemy totalitarne wobec ludzi religijnych zawsze wytaczały największe działa, zakazując wolności kultu i przekonań, ograniczając je lub kontrolując, jak to ma niestety miejsce do dziś w wielu krajach świata, o czym alarmują raporty organizacji międzynarodowych. Chęć przejęcia kontroli państwa nad tym obszarem życia wynika z przekonania, że jest czymś niedopuszczalnym dla absolutnego państwa, by istniały sfery życia wyłączone z kontroli. Jeśli tak rzeczywiście jest, to czy wolność sumienia i religii nie będzie probierzem stanu wolności w danym społeczeństwie? Czy dlatego właśnie nie należy bić na alarm, gdy ją się ogranicza lub podważa? Często bowiem atak na wolność sumienia i wyznania jest jedynie sygnałem do szerszego pozbawiania obywateli kolejnych praw.
Jak przekazują raporty dot. stanu przestrzegania wolności religijnej w świecie (np. Pew Research Centre, Open Doors, Pomocy Kościołowi w Potrzebie), strategii osłabiania wolności religijnej jest wiele. Po nieudanej walce ‘wprost’ z religią w państwach ateistycznych, często można zaobserwować proces ‘pośredni’, polegający na czynieniu religii ‘nieistotną’, zaliczania jej do rangi zwykłych upodobań jednostki, obniżania jej znaczenia społecznego, a temu celowi służą kampanie ośmieszające religię, tworzące wrażenie jej dezaktywizowania się i zachęcające do jej porzucania. Trudno nie odczytywać w ten sposób takiego informowania np. o działalności Kościoła katolickiego, choćby na temat prowadzonych w Polsce lekcji religii, aby stworzyć wrażenie ‘tonącego okręgu’, a przez to wywołać reakcje porzucania wspólnoty przez dotychczasowych wiernych.
Wszystkie te działania mogą być odczytane właśnie jako zawoalowana próba osłabienia wolności religijnej i realizacji postulatów ideologicznych, dla których religia jest wrogiem i hamulcowym przemian. Takie działanie, przypomina chęć całkowitej wymiany wszystkich elementów statku, ale bez zawijania do portu, gdzie każdy mógłby zaobserwować zmiany. To musi dokonać się w czasie rejsu, element po elemencie. Chodzi więc o wymianę kolejnych elementów życia społecznego, zanim ktoś się zorientuje, że mamy praktycznie wszystko nowe.
W tej strategii podważania sensowności jednej z pierwszych i najważniejszych wolności nastąpiła próba zmiany dyskursu, która obnażyła faktyczne racje tych, którzy odmawiają obywatelom prawa do wyrażania poglądów religijnych. W tym kluczu można odczytać manifest Tomasza Kozaka z Krytyki Politycznej wzywający do „zgilotynowania” wolności religijnej. Paradoksalnie jednak, trudno tego nie odczytać jako zdrady własnych oświeceniowych ideałów, które kojarzono do tej pory z programem wzmacniania wolności, a nie jej osłabianie i czy odcinaniem. Wojna z wolnością religijną, jaką pragnie się wywołać, ma polegać na serii zakazów, ograniczeń, aby zdławić jej obecność publiczną i kontrolować przez państwo, które jest postrzegane jako jedyne źródło – niezależnej od obywateli, jak z tego wynika – władzy.
Ale jakie jest uzasadnienie walki z wolnością religijną? Nie tyle „więcej wolności” dla obywatela, którego prawa stawia się w centrum i myśli się z jego perspektywy, ale zdławienie sprzeciwu dla przeforsowanie swoich pomysłów społecznych. Oburzanie się, że wolność religijna pozwala wyrażać swoje przekonania w życiu społecznym i czynienie z tego „zarzutu”, oznacza usytuowanie się po pewnej stronie trendów historycznych: tych, co ograniczają, kontrolują i pozbawiają obywateli sprawczości.
Jednowymiarowe przedstawianie religii jako anty-racjonalnej, przy pomijaniu jej wkładu (dawniej i dziś) w rozwój współczesnej nauki, to także rodzaj krótkowidztwa, który prowadzi do specyficznego raju, jaki rzekomo ma powstać po odcięciu wolności religijnej. Raj, w którym można robić tylko to, na co pozwoli państwo. Czy to jednak aby nie jest parodia religii? Walka z religią zaczyna być nie tyle usuwaniem jej na margines i tworzeniem neutralnej przestrzeni, co budowania ‘nowej religii’, z nowymi dogmatami i liturgią. Jeśli nie można usunąć religii, to może trzeba zastąpić ją ‘inną, świecką religią’, skoro to nie miejsce nie może zostać puste…
Wolność religijna nie jest przywilejem udzielonym grupie osób religijnych w społeczeństwie, ale konsekwencją pierwotnego stanowiska, w którym wspólnotę budujemy na pewnej aksjologii. Gdy ktoś uznaje ją jednak za „przywilej” należy zacząć się bać, bo to oznacza zawężenie wolności. To świadczy, że punktem wyjścia tego myślenia jest obraz obywateli „odpodmiotowionych”, bez poglądów, skoro ateizm jest tratowany jako naturalny punkt wyjścia, przedzałożenie. Ale przecież ateizm jest już zajęciem stanowiska w tej podstawowej kwestii, a nie brakiem założeń czy neutralną postawą!
Dyskurs o „uprzywilejowaniu” osób wierzących, zwłaszcza chrześcijan, ma swoje ulubione tematy: przywileje w szkole, obecność duchownych w życiu publicznym. To jednak wyrachowane posunięcie, aby stworzyć wrażenie „przywilejów”, specjalnego traktowania, na które się nie zasługuje, aby wywołać efekt oburzenia na rzekomo wszechobecną religię. Problem polega na mechanizmie komunikacji, który jest ‘zatruty’ i po raz kolejny unaocznia to, że kłopoty zaczynają się tam, gdzie pojawia się dezinformacja nt. religii i osób wierzących.
W czasach podkreślania tożsamości osobowej, płciowej, zawodowej, dziwi, że ten jeden wymiar – religijny – ma być w myśl tych niebezpiecznych postulatów zablokowany: może dlatego, że bardzo przeszkadza? Jeśli jednak komuś przeszkadza wolność religijna i postuluje jej „zgilotynowanie”, to znak, że ona (na szczęście!) przeszkadza, ale w niebezpiecznym procesie pozbawiania obywateli pozostałych przejawów wolności.
Tym bardziej więc trzeba bronić wolności religijnej pokazując jej sens jako „bezpiecznika” wszystkich innych wolności. Zgilotynowanie jej oznacza zerwanie łańcucha, bez którego rower społeczny nie pojedzie dalej, a inne wolności mogą okazać się złudnymi, jak pedałowanie bez łańcucha, które sprawia, że stoi się w miejscu i można stracić równowagę. Nie wzmocni to wolności, ale ją zatrzyma.
ks. prof. Piotr Roszak
Laboratorium Wolności Religijnej